sowie

Polityka i sprawy urzędowe

Ostatnio komentowane
Publikowane na tym serwisie komentarze są tylko i wyłącznie osobistymi opiniami użytkowników. Serwis nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za ich treść. Użytkownik jest świadomy, iż w komentarzach nie może znaleźć się treść zabroniona przez prawo.
POLECAMY
2012-02-02 12:51


Nawet kilkunastu milionów złotych odszkodowania może zażądać od władz Wałbrzycha i policji właściciel działki, zniszczonej przez kopaczy z biedaszybów. Po wieloletnim procesie sąd orzekł, że policja i służby porządkowe nie dość skutecznie ochroniły własność Edwarda Janusza przed działalnością nielegalnych górników. Prawnicy z Urzędu Miasta uznali wyrok za kuriozalny. 14 hektarów gruntu, stanowiącego własność Janusza, to nieużytki, zawierające wszakże bezcenny skarb: węgiel położony niemal pod samą powierzchnią. Teren stanowił zatem łakomy kąsek w mieście, gdzie po zamknięciu kopalń dwadzieścia tysięcy osób poszło na bruk. Bezrobotni rzucili się na to, co mieli w zasięgu ręki, na czym trochę się znali, i co łatwo dało się spieniężyć: na węgiel. Kopanie w biedaszybach jest jednak zabójcze dla terenu, na którym się ten proceder uprawia. I tak się stało również w przypadku działki Edwarda Janusza. Długo nie trwało, a działka zaczęła przypominać krajobraz z księżyca. Bezradny właściciel alarmował jak nie Straż Miejską, to policję, z marnym jednakże skutkiem. Oliwy do ognia, zdaniem Janusza, dolało słynne stwierdzenie ówczesnego prezydenta miasta, Stanisława Kuźniara, podczas demonstracji kopaczy pod ratuszem. Powiedział on wówczas, co powierdzają liczni dziennikarze, “idźcie do pracy”. Natomiast podczas wcześniejszych rozmów sugerował, że biedaszyby uda się zalegalizować. - To wszystko sprawiło, że moja własność została zdewastowana, a ja nie otrzymałem żadnej pomocy ze strony służb porządkowych – podkreśla Janusz. Maria Majewska z biura prawnego w Urzędzie Miasta bez wahania złożyła apelację od wyroku. - Gmina nie ponosi w tym wypadku żadnej odpowiedzialności.

czytaj więcej... (kliknij)

2012-02-02 12:50

 
Niespodzianka na drodze gminnej w Świebodzicach. Okazało się, że władze miasta nie mogą kontynuować remontu ul. Solnej, bo końcowy jej odcinek należy do prywatnego właściciela. Gmina chce odkupić tę część drogi. Wtedy naprawa zostanie dokończona. źródło: 30minut

2012-02-02 12:49


Prokuratura Rejonowa w Wałbrzychu wszczęła śledztwo w sprawie wyrządzenia miastu szkody majątkowej o wielkich rozmiarach. Chodzi o prawie 10 mln zł, ktorych zażądała Agencja Nieruchomości Rolnych za nieprawidłowe rozporządzenie gruntami przekazanymi gminie. Władze miasta w 1997 roku, w myśl ustawy o gospodarowaniu nieruchomościami rolnymi Skarbu Państwa, nie miały prawa przeznaczać ich na działalność komercyjną. A takie właśnie okazało się przekazanie ich Wałbrzyskiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej. Tyle, że konsekwencje tego ponosi obecny samorząd, a razem z nim wszyscy mieszkańcy. Stąd doniesienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez ówczesnego prezydenta i wiceprezydenta Wałbrzycha. W momencie przekazywania działek w 1997 roku, zapisy w akcie notarialnym mówiły o realizacji zieleni parkowej i ochronnej po likwidacji wysypiska komunalnego przy ul. Stacyjnej. Miała być zbudowana przepompownia ścieków, kanalizacja i wodociąg oraz urządzenia energetyczne. Tymczasem powstała tam Wałbrzyska Specjalne Strefa Ekonomiczna, a większość terenów znalazla się w obszarach produkcyjno magazynowych, zieleni izolacyjnej oraz ulic. Ustawa o gospodarowaniu nieruchomościami mówi, że w przypadku przeznaczenia nieruchomości na inne cele, niż określone w akcie notarialnym, Agencja Nieruchomości Rolnych może domagać się zwrotu aktualnej wartości gruntu przed upływem 10 lat. I tak się stało. ANR poinformowała Urząd Miejski, że nie ma podstaw prawnych do odstąpienia od roszczeń. Pierwotna kwota wynosiła ponad 11 mln zł, ale uratowano 2 mln zł, bo na części gruntu działania były zgodne z aktem notarialnym. Teraz gmina płaci, na szczęście w ratach.

czytaj więcej... (kliknij)

2012-02-02 12:46

 Henryk Gołębiewski będzie kandydował w wyborach samorządowych do prezydenckiego fotela w Wałbrzychu. Po kilkunastu tygodniach namysłu, były wojewoda dolnośląski, a obecnie poseł SLD podjął tą niełatwą dla siebie decyzję. O tym, czy podjąć się kandydowania na urząd prezydenta Wałbrzycha, Henryk Gołębiewski musiał zacząć się zastanawiać podczas swojej podróży do Chin. Na tą poselską wyprawę wylatywał obarczony wiedzą, że SLD w Wałbrzychu nie będzie miało swojego kandydata na prezydenta w osobie Dariusza Lendy, który zrezygnował z walki o najwyższy urząd w wałbrzyskim ratuszu. Tłumaczył to dość oględnie, względami osobistymi. Członkowie Sojuszu liczyli, że Gołębiewski podejmie decyzję szybko, a partia będzie mogła pokazać, że ma długą „ławkę” kandydatów do najwyższych stanowisk w mieście. Misja w Chinach została zakończona, a decyzji w sprawie nowego kandydata z ramienia SLD oficjalnie nikt nie usłyszał. Oficjalnie. Bo w kuluarach politycznego życia Wałbrzycha już od dawna powtarzano, że Gołębiewski będzie kandydował. Będzie bo musi. Nie chce, ale musi. Decyzję za posła podjęła bowiem partia. On sam miał otrzymać propozycję nie do odrzucenia. Co prawda nie wprost ale ... Okazało się bowiem, że Sojusz nie ma w Wałbrzychu zbyt wielu silnych kandydatów, którzy mieliby chociaż nikłe szanse na pokonanie obecnego prezydenta w wyborczej walce. Gołębiewski tak naprawdę okazał się jedynym. Co prawda od kilku lat mało aktywnie udzielał się w lokalnych mediach, ale za to przeważnie bywał tam gdzie go zapraszano.

czytaj więcej... (kliknij)

ARCHIWUM